Majówka na Święcajtach
13 zdjęć wykonanych aparatem telefonu SE k510i o łącznej wielkości 2,7mb z czterodniowej wycieczki po Święcajtach i Mamrach z Różą Wiatrów w dniach 6-9 maja 2008.
Do ośrodka Róży Wiatrów zjechaliśmy się (Sternicy) jeszcze w poniedziałek, dzień przed rozpoczęciem pracy. Ostatni z nas dobił o północy, w sumie było nas czterech. "Pan Bocian" z Warszawy, Grześ z Olsztyna, Kuba z Sopotu i ja z Łodzi. We wtorek koło 10 przejęliśmy jachty - cztery wyremontowane po zimie Princessy, z czego jedna wymagała dalszych poprawek. Na sezon na pewno będzie już sprawna. Ostatecznie pływaliśmy trzema księżniczkami i jednym sportowym tangiem.
Po południu przyjechała do nas młodzież z gimnazjum w Skale pociągiem przez Tczew (!?). Po objedzie krótkie zapoznanie z zasadami bezpieczeństwa na wodzie zakończyliśmy podziałem na załogi i ruszyliśmy na Święcajty. Ja miałem przyjemność pływać z trzema wspaniałymi dziewczynami i dwoma mężnymi chłopakami. Trzy godziny pływania minęły jak mgnienie oka, sądząc po wypiekach na twarzy załogantów ośmielam się mieć nadzieję, że się podobało...
Drugiego dnia od rana zaliczyliśmy wycieczkę do Węgorzewa, przy okazji której wziąłem z portu Keja prognozę ICM-u. Zapowiadała się piękna pogoda, jednostajny wiatr, w sam raz do żeglowania i słońce. Po południu wypłynęliśmy pokręcić się po Mamrach. Ku mojemu zdziwieniu i pozytywnemu zaskoczeniu wszystkie kamienie zaznaczone ma mojej mapie były również okardynałkowane na wodzie. Zdecydowanie bezpieczniej się dzięki temu czułem, a że nie miałem kompasu? Co z tego, przecież na śródlądziu trzeba się bardzo postarać, żeby nie wiedzieć gdzie jest północ...
Wieczorem szantowaliśmy przy ognisku. Śmiechu co nie miara była podczas konkursu, w którym każda załoga wymyślała zadania do wykonania (nie tylko żeglarskie "jak się nazywa...", ale i sprawnościowo-fizyczne i artystyczne np. zareklamuj szyszkę, lub zaśpiewaj najbardziej obciachową piosenkę). Okazało się też pod raz kolejny, że to co dla młodzieży w gimnazjum jest wstyd śpiewać my uważaliśmy za coś normalnego, a to co dla nas było obciachowe oni odebrali jako zwykłą oczywistość... Moi załoganci zajęli drugie miejsce na sześć drużyn z czego jestem dumny.
Kolejnego dnia "panowie sternikowie" razem z opiekunami wycieczki ustalili całodzienny rejs do Mamerek, i zwiedzanie bunkrów. Sama "atrakcja turystyczna" nie wszystkim przypadła do gustu natomiast z wielkim zadowoleniem spotkało się całodzienne pływanie, i możliwość zobaczenia, że żeglarstwo to nie kręcenie się po jednym jeziorku ale możliwość dopłynięcia gdzieś, zobaczenia czegoś nowego. W drodze powrotnej złapał nas 15 minutowy deszcz na Mamrach, który na szczęście nie zepsuł ani nastroju ani zapału do żagli. Wtedy załoga zaczęła się wypytywać o rejsy szkoleniowe i możliwość zrobienia patentu... To chyba najmilsze co może spotkać skippera na imprezie turystycznej, kiedy wychowankowie stwierdzają, że chcą wiedzieć o żeglarstwie więcej, że sami chcą więcej żeglować - "znaczy robota została zrobiona porządnie", jak by powiedział kapitan Mamert Stankiewicz ("Znaczy Kapitan").
Po powrocie na Święcajty przywiało równe 4B (w szkwałach 5), po mimo czego praktycznie nie musiałem ingerować w pracę załogi. Sami sterowali, sami pracowali na żaglach, sami wybierali dokąd i jakim kursem płynąć - wspaniała zabawa, pełna śmiechu i pisków przy przechyłach...
Ostatniego dnia zostały tylko dwie godzinki na pływanie, więc pełnym wiatrem ruszyliśmy w stronę Ogonków i jeziora Stręgiel. Na wysokości wyspy Tartacznej niestety trzeba było zrobic zwrot i zacząć powrotną halsówkę. Ostatnie pół kilometra na katarynie, dzięki czemu zdążyliśmy na "nieprzekraczalną" godzinę cumowania. Potem już tylko ostatni klar, szorowanie pokładu, protokół zdawczo-odbiorczy zgodny co do jednego widelca i w komu w drogę, temu czas...
Może piszę w samych superlatywach, ale dokładnie taki był mój, jako skippera, odbiór tego wyjazdu. Trochę w swoim życiu miałem okazji przyglądać się lub osobiście brać udział w pracy z młodzieżą w tym wieku i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zachowaniem i podejściem do tematu uczestników tego rejsu. Z podziwem też patrzyliśmy wszyscy na Panie Nauczycielki, które zdecydowały się na aktywny wypoczynek z dziećmi. Ani razu nie słyszałem stwierdzenia "bo się potopią się", ach żebym sam miał w swojej młodości wycieczki szkolne pod żaglami zamiast nudnego oglądania starych papierów w muzeum antropologicznym. Uwierzcie nauczyciele, młodzi ludzie w tym wieku nie nadają się do ciągania stale po muzeach, operach i innych bardzo bezpiecznych miejscach - potrzeba więcej zabawy, więcej luzu i czegoś co ma szanse zainteresować, zaciekawić... A nic tak jak żeglarstwo nie kształtuje charakterów, nie uczy dorosłości, odpowiedzialności i zaradności życiowej!
Pozdrawiam wszystkich uczestników i organizatorów tej wycieczki a szczególnie swoją załogę: Gabi, Werę, Bubę, Mateusza i Michała.